Wychowanie chrześcijańskie jest tu rozumiane jako pomoc w rozwoju, czyli w zbliżaniu się do wartości najważniejszych, takich jak dobro, prawda czy miłość. Rodzice i dzieci mają wspólnie zmierzać do wytyczonych celów. Nie może być tak, że dorośli wskażą potomstwu cel, a sami będą zmierzać w przeciwną stronę. Ktoś powiedział mi kiedyś: chcesz wiedzieć, na czym polega różnica między chrześcijańskim Zachodem i Wschodem? Na Zachodzie odprawia się Eucharystię na winie białym, przejrzystym i wytrawnym – pragmatycznie i prosto; zaś na Wschodzie do Eucharystii używa się wina czerwonego, gęstego i słodkiego – symbolicznie i na bogato. To symbol tej różnicy: ta sama Eucharystia, lecz jakże różny styl! Różnica między Wschodem i Zachodem nie idzie w chrześcijaństwie dokładnie po linii podziału wyznaniowego. Na Wschodzie obok chrześcijan oddzielonych od Stolicy Apostolskiej są także katolicy obrządków wschodnich. Nie jest to również różnica geograficzna, ponieważ wiele wspólnot chrześcijan wschodnich żyje w zachodniej części świata, a „zachodniacy” są też licznie obecni nawet w dalekiej Azji. Ktoś powie, że wszystko tłumaczy historia, a w niej przed wiekami zależność chrześcijaństwa zachodniego od Rzymu i cesarstwa zachodniego, a wschodniego – od Bizancjum i tamtejszych cesarzy. Różnice polityczne mają oczywiście znaczenie, choćby dlatego, że na Zachodzie łatwiej było Kościołowi bronić swojej niezależności od władzy świeckiej, a na Wschodzie ta zależność od władców była coraz ściślejsza. W Rosji na przykład skończyła się pełną podległością Cerkwi wobec cara. Decydująca była także odmienna kultura, z której wynikły bardzo odmienne wrażliwości duchowe. Odległe od siebie Zachód i Wschód nie utraciły jednak zupełnie szansy spotkania i wzajemnego dopełniania, a czasami prostowania. To w tym kontekście święty Jan Paweł II upominał się o to, by Kościół oddychał obydwoma płucami – wschodnim i zachodnim. Liturgia Dotyczy to na przykład liturgii. Różnice są tu znaczące: obrządek rzymski narodził się w starożytności w Afryce Północnej i zawsze bardzo różnił się od liturgii wschodnich. Od początku był zwarty i powściągliwy, oszczędny w słowach, pełen dostojeństwa i powagi. Od początku też podkreślano w nim precyzję słów i ścisłe trzymanie się przyjętego kanonu. Obrządki wschodnie natomiast są o wiele bardziej wylewne, przeciągłe, ekspresyjne, skłonne do przepychu, kierujące myśl ku liturgii niebiańskiej. Na terenie kultu Bożego Wschód i Zachód szły swoimi drogami. Jednak dzisiaj – kiedy liturgia zachodnia choruje na desakralizację i często wygląda jak „robiona” przez ludzi – doświadczenie liturgii wschodnich przypomina o „odgórności” świętej Liturgii, o tym, że jest ona dziełem Bożym i powinna także w swoim rytuale zachować właściwości sacrum. Lekcja płynąca ze Wschodu mówi nam, że w liturgii mniej ważna jest śmiałość dokonywania zmian, a bardziej liczy się odwaga trwania przy rzeczach świętych nierozumianych przez świat. Z tą lekcją człowiek Zachodu może i powinien wrócić do swojego dziedzictwa: zobaczyć, jakie dobro do modlitwy katolików dzisiaj może wnieść „starsza forma” rytu rzymskiego, ta wprowadzona ponownie do zwykłego życia kościelnego w roku 2007 przez Benedykta XVI. Przecież – tak jak pisał w roku 2001 w przesłaniu do Kongregacji Kultu Bożego sam Jan Paweł II – te same wartości duchowe, „najgłębsze poczucie pokory i szacunku wobec świętych misteriów”, wyróżniają od wewnątrz zarówno tradycyjny mszał rzymski, jak i starożytne liturgie wschodnie. Sztuka Podobnie ważna będzie lekcja dotycząca sztuki sakralnej czy promieniowania rzeczy świętych w kulturze. Wschodnia ikona pozostaje zawsze wyzwaniem dla obecnej mentalności zachodniej, nastawionej na swobodną ekspresję, zgłębianie efektów zmysłowych, portretowość lub abstrakcję. Ikona uczy przedstawiania świętych postaci w taki sposób, aby ich człowieczeństwo nie przesłoniło cichego głosu nadprzyrodzoności. Kontakt z ikoną nie będzie zatem dla chrześcijanina zachodniego tylko spotkaniem jakiejś orientalnej egzotyki. Będzie przypomnieniem rzeczy, które sztuka religijna na Zachodzie musi ponownie przeżyć i zgłębić, jeśli chce rzeczywiście promieniować Boskim światłem, a nie tylko geniuszem artysty. oceń artykuł DEON.PL POLECA. Uczniowie Pana Jezusa nie pościli razem z uczniami faryzeuszów, bo wraz z Jego przyjściem post nabiera zupełnie nowego znaczenia. Przed przyjściem Zbawiciela zrozumiałe było, że ludzie poszczą, aby odpokutować swoje winy i w ten sposób zapewnić sobie przychylność Boga.
Zapewniam cię że bóg katolików nie ma nic wspólnego z Prawdziwym Bogiem. Katolicki bóg chodzi w białej szacie, jezdzi nowym modelem fiata,, ah... to tylko jeden z bogów katolickich. Należy przypomnieć że ile ołtarzy katolickich, tyle i bogów katolickich. Namnożyli bogów swoich, tak zwanych matek boskich, drewnianych bogów, bogów na krzyżu wiszących, choć nie mających w sobie tchu, takich niemych, głuchych, ślepych bogów mnóstwo w katolicyzmie. Na podobieństwo Babilonu ze starych dni, na podobieństwo Egiptu z dawnych lat... Zapewniam wszystkich czytających moje wypowiedzi, iż te bogi niebawem zakończą swą bytność, i to może was zaskoczyć, ale uczyni to Prawdziwy Bóg poprzez władze ONZ, a potem również na ONZ przyjdzie kolej, by otrzymała ta obrzydliwość pełną odpłatę, należną za ich błąd, błąd w postaci przeciwstawienia się powstawaniu Rządu Boga Żywego, na którego czele stoi Król Gór, Jezus Chrystus, Król równin, Jezus Chrystus, Król tych pod ziemią, Jezus Chrystus. Amen! i Amen! (Filipian 2:10-11)
Czy można unieważnić własny chrzest? Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza jasno, iż „Ochrzczony, wszczepiony w Chrystusa przez chrzest, upodabnia się do Niego. Chrzest opieczętowuje chrześcijanina niezatartym duchowym znamieniem (charakterem) jego przynależności do Chrystusa. Znamienia tego nie wymazuje żaden grzech Mimo, że chrześcijaństwo i islam są religiami monoteistycznymi, to pojęcie Boga jest w nich skrajnie różne – dowodzi w swej analizie ks. prof. François Jourdan z Instytutu Katolickiego w Paryżu. Wykazuje też wiele innych fundamentalnych różnic, np. dotyczących wolności człowieka oraz miejsca religii w społeczeństwie, z których powinni sobie zdawać sprawę zwolennicy dialogu islamie brak jest przymierza biblijnegoChrześcijanie i muzułmanie tak samo wierzą w Boga nieskończonego i dobrego, Stwórcę wszystkich rzeczy, który daje człowiekowi wolność przyjęcia lub odrzucenia Bożego planu względem niego. Jednak pojęcia te w każdej z dwóch religii przyjmują odmienny muzułmański z pewnością jest stworzycielem, lecz stworzycielem zewnętrznym, który nie stwarza człowieka na swój obraz i podobieństwo. Bóg, w jakiego wierzą muzułmanie – w przeciwieństwie do biblijnego Boga Żydów i chrześcijan – nie zawarł biblijnego przymierza z człowiekiem. Nie wszedł do historii człowieka poprzez swe przymierze i nie jest jego adamowa, nie abrahamowaWedług islamu, Adam był pierwszym prorokiem, pierwszym monoteistą (Koran 7, 172), i w związku z tym wszyscy ci, którzy później przyjęli inną religię okazali niewierność wobec pierwotnej religii oraz wrodzonej islamskiej natury. Abraham – wedle islamu – nie zerwał ze swoimi przodkami w wierze. Przyjął słowo Boże jak wielu innych wielkich proroków. Abraham, Dawid, Mojżesz i Jezus tak samo jak Mahomet mieli przyjąć słowo Boże w postaci Księgi. Z tych Ksiąg jedynie Koran, dany Mahometowi, zachował się do naszych czasów. Inne święte księgi zostały sfałszowane lub odnowiciel pielgrzymki do MekkiAbraham miał przywrócić monoteistyczny kult adamowy w świętym mieście Mekka. Lecz późniejsi pielgrzymi odwrócili się od prawdziwej wiary, stali się poganami. Mahomet nie uświęcił pogańskiego miejsca przywróceniem pielgrzymki wiernych do Mekki, natomiast odnowił je w jego pierwotnym i adamowym powołaniu. Islam jest więc pierwszą spośród wielkich religii, które wierzą w jednego Boga, pozostałe Go tylko deformują i naruszają jego prawa. W związku z tym Żydzi i chrześcijanie – w świetle islamu – są zaznaczają przy tym, że człowiek wychowany zgodnie z naruszonymi przez chrześcijaństwo zasadami „prawdziwej wiary” nie ponosi odpowiedzialności za swój błąd, dopóki nie pozna prawdy. Wówczas ma możliwość nawrócenia, może wybrać prawdziwą religię bądź ją odrzucić. Ale w ten sposób skazuje się na nie objawia siebieTrudno jest pojęcie „Religie Księgi” odnosić równocześnie do chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. W tradycji muzułmańskiej kultywowane są postacie Starego Testamentu, takie jak Abraham, Mojżesz czy Dawid, lecz ich historie i role w zasadniczych punktach różnią się od wersji znanej Żydom i chrześcijanom. Obce islamowi jest pojęcie Zbawczego Przymierza między Bogiem i ludźmi. Z punktu widzenia muzułmanina, Bóg nie objawia siebie człowiekowi, nie przyjmuje ludzkiego ciała, nie wnika w sprawy swoich stworzeń, nie mówi nic o sobie i nie jest ich nie wyjaśnia natury Boga, lecz przekazuje przepisy regulujące życie ludzi. Muzułmanie wierzą, że został on zredagowany przez samego Boga w Macierzystej Księdze, odwiecznie znajdującej się w Niebie (stąd religia „Księgi”). Żydzi i chrześcijanie dowiadują się z Księgi Wyjścia, że Bóg objawił swoje imię Mojżeszowi. W logice muzułmańskiej wydarzenie takie jest nie do przyjęcia, toteż nie pojawia się w koranicznej wersji historii proroka Mojżesza. Pojęcie partnerstwa w Zbawieniu między nieskończonym i nieskończenie transcendentnym Bogiem i człowiekiem jest dla muzułmanów absurdem, nie mówiąc już o Bogu wybierającym ludzki los.„Bóg prowadzi i gubi kogo chce”Mimo, że człowiek może zasłużyć na potępienie lub „zbawienie”, przyjmując lub odrzucając Słowo Allaha, to nie ma zapewnionej takiej wolności, jaką gwarantuje mu judaizm bądź chrześcijaństwo. W czternastej surze Koranu zdanie „Allah gubi kogo chce i prowadzi kogo chce” dotyka kwestii islamu do wolnej woli człowieka pozostaje enigmatyczne, a staje się całkiem problematyczne w jego politycznej perspektywie. „Szariat”, na Zachodzie postrzegany jako zbiór praw wyznaczonych wiarą muzułmańską, tłumaczy się dosłownie jako „droga do wodopoju, droga do poszanowania prawa [Bożego]”.„Szariat” reguluje zarówno prywatne jak i publiczne wymiary ludzkiego życia – nie pozostawia wyborów moralnych sumieniu człowieka i jego wolnej woli. Jest to sfera ściśle regulowana, na straży której stoi także władza polityczna. W związku z tym muzułmanin, chcąc żyć pełnią swojej wiary, najlepiej aby mieszkał w kraju rządzonym przez teokracjiPrzesłanie Chrystusa pozostaje jasne: „Królestwo moje nie jest z tego świata”, zatem chrześcijaństwo – w zdecydowanej opozycji do islamu – opowiada się za autonomią sfery religijnej i politycznej. Natomiast Mahomet był nie tylko przywódcą religijnym, ale także dowódcą wojskowym i skutecznym żyjący w krajach w większości muzułmańskich winni zatem podlegać prawu szariat. Jedynym wyjątkiem są obcokrajowcy czasowo przebywający na terenie muzułmańskiego kraju, ale pod warunkiem przestrzegania praw muzułmańskich przeznaczonych dla nie-muzułmanów. Nie mają ani takich samych praw, ani takich samych obowiązków jak muzułmanie. Jeśli jednak chcieliby odmienić swój los i być pełnoprawnymi obywatelami, mogą w każdej chwili zostać na „zakręcie” swej historiiRóżnice istniejące miedzy chrześcijaństwem a islamem – większe niż zwykło się uważać – nie uniemożliwiają jednak dialogu miedzy tymi religiami. Należy je jednak brać pod uwagę, aby dialog ten był rzeczywistym, w relacji do bliźniego takiego, „jakim on jest”.Można przewidywać, że w najbliższych latach czy dziesięcioleciach „islam zostanie poddany próbie wolności”. Dzięki coraz skuteczniejszym sposobom komunikowania się ze współczesnym światem i innymi religiami, muzułmanie będą musieli postawić sobie wiele pytań w związku ze swoją religią i jej miejscem w społeczeństwie oraz stosunkiem do polityki. Możliwa jest ewolucja islamu, zarówno w kierunku jego radykalizacji jak i przyjęcia pewnych reguł istnienia religii w nowoczesnym świecie, wobec czego muzułmanie są opóźnieni o kilka wieków.*****Ks. prof. François Jourdan wykłada islamologię w Instytucie Katolickim w Paryżu i w Instytucie Katolickim w Tuluzie. Przez 10 lat pełnił funkcję delegata diecezji paryskiej do kontaktów z islamem. Jest autorem wielu książek poświęconych relacjom między muzułmanami i chrześcijanami, w tym „Islam a chrześcijaństwo”, éditions du Toucan, Paryż Czytelniku,cieszymy się, że odwiedzasz nasz portal. Jesteśmy tu dla Ciebie! Każdego dnia publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła w Polsce i na świecie. Jednak bez Twojej pomocy sprostanie temu zadaniu będzie coraz prosimy Cię o wsparcie portalu za pośrednictwem serwisu Patronite. Dzięki Tobie będziemy mogli realizować naszą misję. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Czym różni się religia katolicka od chrześcijańskiej? To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać. 1 ocena Najlepsza odp: 100%. 0. 0. Zobacz 6 odpowiedzi na pytanie: Czym różni się religia katolicka od chrześcijańskiej?
Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Mt 22,37 Jeśli nie slyszysz radia spróbuj inny strumień lub zewnętrzny player Mt 22, 34-40 Gdy faryzeusze posłyszeli, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, wystawiając Go na próbę, zapytał: «Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?» On mu odpowiedział: «„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. Na tych dwóch przykazaniach zawisło całe Prawo i Prorocy». Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Mt 22,37 Ewangelia z komentarzem. Czym różni się chrześcijanin od porządnego człowieka? Gość Niedzielny Czym różni się chrześcijanin od porządnego człowieka? Porządny człowiek powinien zadbać, by takim pozostać. Chrześcijanin musi starać się, by wzrastać. By wezwanie, aby kochać Boga całym sercem, całą duszą i całym umysłem, a bliźniego jak samego siebie, ciągle realizować w swoim życiu lepiej i lepiej. Bez tego bylibyśmy jak ów sługa, który zakopał talenty dane mu przez pana, i gdy ten powrócił, oddał mu tylko tyle, ile od niego dostał. Co to właściwie znaczy: kochać Boga? Chodzi chyba o szacunek dla Jego przykazań. Jeśli zdarza nam się upaść – pół biedy. Gorzej, gdybyśmy, Bożym prawem wzgardziwszy, uznali, że żyć będziemy po swojemu, a Bóg niech się nie wtrąca. Jeśli powstajemy, jeśli ciągle swoje różne „nie” dla Boga zamieniamy w „tak”, pokazujemy, że nasza miłość ku Niemu jest prawdziwa. « ‹ 1 › » oceń artykuł Jak mówił dalej, tuż po zakończeniu spotkania przez najbliższych kilka dni, wszyscy znani mu młodzi ludzie zapytywali się nawzajem, czym różni się szafa od toalety. Cóż, czasem już tak jest, że szukając czegoś szczególnego, zdarza nam się przeoczyć rzeczywistość. Będąc kiedyś w parafii której ów kapłan był Postawmy sobie pytanie o los wieczny tych setek i tysięcy, a może milionów pokoleń, które żyły przed Chrystusem. Dla wierzącego chrześcijanina jest to pytanie ogromnie ważne, skoro wiara uczy nas, że tylko w Chrystusie człowiek może osiągnąć zbawienie: "Nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni" (Dz 4,12; por. 1 Tm 2,5n). Zacznijmy od zwrócenia uwagi na pewne spłycenie, jakie w naszej świadomości społecznej dokonało się w czasach Oświecenia. Mianowicie dopiero wtedy zaczęło się mówić o Panu Jezusie, że jest On założycielem chrześcijaństwa. Wprawdzie nie jest to określenie fałszywe, zawiera się w nim jednak ukryte zaproszenie do traktowania chrześcijaństwa jako zjawiska czysto ludzkiego, jak gdyby było ono tylko jedną wśród wielu religii świata. Otóż warto wiedzieć, że w starożytności chrześcijańskiej popularnością cieszyła się prawda, iż Kościół istnieje od początku świata, tyle że do czasów Chrystusa Pana istniał jedynie w formie niewidzialnej. Świadectwo tej wiary znajdziemy w najstarszej zachowanej do naszych czasów homilii chrześcijańskiej, napisanej przed rokiem 150: "Pełniąc wolę Ojca naszego, Boga, należeć będziemy do Kościoła naszego pierwotnego, Kościoła duchowego, stworzonego pierwej niż słońce i księżyc. (...) Kościół nie istnieje dopiero od dzisiaj, ale od początku. Był on bowiem duchowy, tak właśnie jak nasz Jezus. Objawił się zaś w ostatnich dniach, ażeby nas zbawić. Otóż Kościół, który był duchowy, objawił się w ciele Chrystusowym, aby nam pokazać, że kto go zachowa w ciele i go nie zbezcześci, otrzyma go w Duchu Świętym". Zauważmy, że założenie Kościoła przez Pana Jezusa przyrównuje autor tej homilii do tajemnicy Wcielenia. Tak jak Chrystus Pan nie zaczął istnieć w momencie swego poczęcia, bo jest On Przedwiecznym Synem Bożym, ale wówczas zaczęło się tylko Jego istnienie widzialne, w naturze ludzkiej - podobnie jest z Kościołem: istniał on od początku świata, a Pan Jezus w tym sensie go założył, że nadał mu postać instytucji i wspólnoty, która istnieje również w wymiarze widzialnym. Takie spojrzenie na Kościół było wśród pierwszych chrześcijan bardzo rozpowszechnione, jak o tym świadczą jeszcze dwa inne, też pochodzące z połowy II wieku, dokumenty: Pasterz Hermasa (Wizja 2,4,1) oraz Apologia św. Justyna Męczennika (1,46,2). Św. Justyn, chyba jako pierwszy w historii Kościoła, mówi o żyjących w czasach przedchrześcijańskich chrześcijanach anonimowych: "Pouczono nas, że Chrystus to pierworodny Syn Boży i równocześnie Słowo, w którym uczestniczy cały ród ludzki. Otóż ci, co prowadzili życie ze Słowem zgodne, są chrześcijanami, nawet jeśli uchodzili za ateistów, jak na przykład wśród Greków Sokrates, Heraklit i do nich podobni". Jak widzimy, św. Justyn wyraźnie stwierdza, że nie jest to jego osobisty pogląd, ale że takie pouczenie otrzymał od Kościoła. Otóż jeśli sobie uprzytomnimy, że tajemnica Kościoła jest to tajemnica powołania do zbawienia, to okaże się, że już Apostoł Paweł kilkakrotnie wspominał, że istnieje ona od wieków, a Chrystus Pan nadał jej widzialność i całą skuteczność (Rz 16,25n; Ef 3,9n; Kol 1,26). Dzisiaj, kiedy nawet gorliwi katolicy zbyt mało zauważają w Kościele jego wymiar nadprzyrodzony, szczególnie warto sobie przypomnieć tę starą prawdę, że Kościół również w tym nie jest podobny do żadnej instytucji czysto ludzkiej, iż jest transcendentny wobec dziejów: istnieje wcześniej, niż te dzieje się zaczęły i nie przestanie istnieć, kiedy one dobiegną kresu. Kościół jest bowiem wielką wspólnotą Bożych przyjaciół, przeznaczoną do życia wiecznego. Żeby się jeszcze więcej nacieszyć tą prawdą o Kościele istniejącym przed wiekami, przeczytajmy jeszcze tekst Euzebiusza z Cezarei, napisany około roku 300: "Chociaż niewątpliwie jesteśmy nowymi ludźmi i chociaż narody dopiero teraz poznały to rzeczywiście nowe imię chrześcijan, przytoczymy dowody na to, że naszego życia i obyczajów, opartych na zasadach bogobojności, nie utworzyliśmy dopiero teraz, lecz że od pierwszej, rzec można, chwili istnienia rodu ludzkiego szczęśliwie się rozwinęły z pojęć, wrodzonych pobożnym ludziom danego czasu. (...) Gdyby kto powiedział, że oni wszyscy, od Abrahama idąc w górę aż do pierwszego człowieka, dla swej niewątpliwej sprawiedliwości są chrześcijanami z uczynków, chociaż nie z imienia, nie rozminąłby się z prawdą. Imię to bowiem mówi wyraźnie, że chrześcijanin, dzięki poznaniu Chrystusa i dzięki Jego nauce odznacza się roztropnością, sprawiedliwością, wstrzemięźliwym życiem, mężną cnotą, wreszcie wyznawaniem czci jednego i jedynego, najwyższego Boga. W tym wszystkim zaś oni płonęli gorliwością nie mniejszą od naszej. (...) Dlatego należy uznać, że pierwotną, najstarszą, wiekiem najpoważniejszą, przez ludzi miłych Bogu takich jak Abraham odkrytą religią jest ta, którą teraz właśnie wszystkim narodom głosi nauka Chrystusowa. (...) Dlaczegóż by więc nie można przypuścić, że my, którzy się wywodzimy od Chrystusa, mamy ten sam sposób życia i ten sam wyraz religii, jaki mieli niegdyś owi Boży przyjaciele? A zatem nie jest nową ani obcą, ale naprawdę pierwotną, jedyną i prawdziwą formą służby Bożej ta właśnie, którą nam podała nauka Chrystusa" "Od Abla sprawiedliwego aż do końca świata - wypowiada tę samą prawdę św. Augustyn - jak długo ludzie rodzą się i są rodzeni, wszyscy sprawiedliwi przechodzący przez to życie stanowią jedno ciało Chrystusa" Warto wiedzieć, że prawdę tę przypomniał również ostatni sobór, w Konstytucji dogmatycznej o Kościele (2), wykorzystując zresztą te właśnie sformułowania św. Augustyna. I to jest pierwsza część odpowiedzi na nasz problem: Kościół jest tajemnicą istniejącą przed wiekami, a zatem do zbawienia byli wezwani również wszyscy ludzie, żyjący przed Chrystusem. Ci, którzy rzeczywiście szli przez życie drogą zbawienia, zawdzięczali to łasce, której Bóg im udzielał ze względu na przyszłe zasługi Chrystusa Pana. "Bo nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni". Tę prawdę, że ci ludzie ery przedchrześcijańskiej, którzy rzeczywiście zbawienia dostąpili, zawdzięczają je całkowicie Chrystusowi, a osiągnęli je dopiero po Jego zbawczej śmierci, wyznajemy w słowach "Symbolu apostolskiego": "Zstąpił do piekieł". Żeby nie wydłużać tego listu, nie będę tu omawiał tekstów biblijnych na ten temat, bo są one łatwo dostępne (1 P 3,18-22; Ef 4,8-10; Hbr 11,39n; Ap 1,18). Od razu przejdę do przedstawienia paru szczególnie charakterystycznych pouczeń, jakie na temat prawdy o zstąpieniu Ukrzyżowanego do otchłani zostawili nam Ojcowie Kościoła. Zacznę od pochodzącego z ok. 180 roku świadectwa św. Ireneusza, duchowego wnuka Apostoła Jana, bo jest ono napisane jakby specjalnie w odpowiedzi na nasz problem: "Chrystus przyszedł nie tylko dla tych, którzy uwierzyli Mu od czasów cesarza Tyberiusza. Nie jest też tak, żeby Ojciec troszczył się tylko o ludzi, którzy żyją obecnie. On troszczy się w ogóle o wszystkich od początku ludzi, którzy według swoich możliwości i w swoim czasie bali się i kochali Boga, byli sprawiedliwi i troskliwi wobec bliźnich oraz pragnęli zobaczyć Mesjasza i usłyszeć Jego głos. (...) Dlatego Pan zstąpił pod ziemię, aby również im zwiastować nowinę o swoim przyjściu, że jest odpuszczenie grzechów dla tych, którzy w Niego wierzą". Obraz Chrystusa Pana, ogłaszającego przebywającym w otchłani zmarłym dobrą nowinę, zaczerpnięty został z 1 P 3,19. Otóż byłoby dużym uproszczeniem przypisać pobłażliwie ten obraz nadmiarowi wyobraźni eschatologicznej u pierwszych chrześcijan. Funkcją tego obrazu jest przekazanie nam prawdy, że z chwilą zbawczej śmierci Chrystusa Pana zbawienie nie ogarnęło bynajmniej automatycznie wszystkich ludzi, którzy umarli przed Nim, ale było ono przedmiotem wyboru każdego, kto je rzeczywiście przyjął. Klemens z Aleksandrii, piszący jakieś dwadzieścia lat po Ireneuszu, wyraźnie powiada, że Chrystus Pan zstąpił do otchłani nie tylko dla sprawiedliwych Starego Testamentu, ale dla wszystkich ludzi spragnionych zbawienia: "Pan nie z żadnej innej przyczyny zstąpił do Hadesu, jak tylko po to, aby i tam głosić Ewangelię. (...) Sprawiedliwy, dopóki istotnie jest sprawiedliwy, nie różni się od innego sprawiedliwego, czy to byłby człowiek Prawa Mojżeszowego czy Hellen. Bóg jest Panem nie tylko Judejczyków, ale wszystkich ludzi, a bardziej bezpośrednio jest Ojcem tych, którzy Go poznali" Podobnie pisał ok. 247 roku uczeń Klemensa, wielki Orygenes: Pan, "kiedy stał się duszą pozbawioną ciała i przebywał wśród pozbawionych ciała dusz, przyciągnął ku sobie te spośród nich, które tego chciały albo o których znanym sobie sposobem wiedział, że są tego godne" Zachowało się nawet świadectwo, że już katechumenów pouczano o tym, iż dobrodziejstwo zbawienia ogarnęło również zmarłych, żyjących przed czasami Chrystusa Pana. Oto co na ten temat mówił swoim katechumenom św. Cyryl z Jerozolimy: "Zstąpił do piekieł, aby i tam zbawić sprawiedliwych. Bo powiedz mi: Chciałbyś, aby żyjący stali się uczestnikami łaski, a ci, którzy od Adama tak długi czas byli w więzieniu, nie mieli otrzymać wolności?". Bo Chrystus Pan jest naprawdę kimś nieskończenie więcej niż założycielem religii chrześcijańskiej. "On jest prawdziwie Zbawicielem świata" (J 4,42). Również Zbawicielem wszystkich pokoleń, które były przed Nim. opr. aw/aw Zdarza się, że mamy jakiś problem prawny i nie wiemy do kogo się zwrócić. Czy do adwokata, czy do racy prawnego, czy może do notariusza. Warto jednak to wiedzieć. W ten sposób zaoszczędzimy czas, pieniądze i nerwy. Zasady wykonywania zawodu radcy prawnego reguluje również ustawa. W tym
Opublikowano: 2020-09-23 17:16: Dział: Polityka NASZ WYWIAD. O. Roman Laba: Czym się różni chrześcijańskie rozumienie braterstwa od rozumienia masońskiego Polityka opublikowano: 2020-09-23 17:16: autor: Fratria „Braterstwo w ujęciu masońskim dąży do zniesienia wszelkich granic i różnic: religijnych, narodowych, społecznych itd. Powinno ono obejmować wszystkich ludzi, niezależnie od ich wiary czy przekonań. Nieważne, czy wierzysz w Chrystusa, Buddę, Allaha czy Wisznu – ważne, że jesteś bratem. Wobec tej nadrzędnej idei wszelkie różnice religijne nabierają drugorzędnego znaczenia. Chrześcijaństwo z kolei dąży do braterstwa wszystkich ludzi, ale w Jezusie Chrystusie, ponieważ Jego uznaje za Alfę i Omegę – od którego pochodzi nasze życie, i do którego ono zmierza” – mówi paulin o. dr Roman Laba, biblista, krajowy duszpasterz rodzin na Ukrainie. Od czasu wspólnej deklaracji o ludzkim braterstwie, podpisanej w zeszłym roku w Abu Zabi przez Franciszka i wielkiego imama Al-Azhar, bardzo dużo w świecie chrześcijańskim mówi się o braterstwie. Katolicy oczekują teraz ogłoszenia nowej encykliki „Fratelli tutti”, poświęconej właśnie temu zagadnieniu. Pojawia się wiele interpretacji dotyczących owej koncepcji. Proszę Ojca, dokonał Ojciec teologicznej analizy i porównania idei braterstwa w ujęciu chrześcijańskim oraz w ujęciu masońskim, dochodząc do ciekawych wniosków. Swój wywód zaczyna jednak Ojciec od kultury starogreckiej. Dlaczego? o. dr Roman Laba: W ślad za kardynałem Josephem Ratzingerem chciałem spojrzeć na rozumienie braterstwa w środowiskach, w których narodził się Kościół. Z jednej strony był to świat kultury greckiej (czy szerzej hellenistycznej), a z drugiej świat kultury żydowskiej. Dopiero na tym tle można zrozumieć lepiej fenomen chrześcijaństwa. Otóż dla Greków braterstwo było relacją między członkami tego samego ludu, a więc rozszerzonym pokrewieństwem krwi. Braćmi nazywano też przyjaciół i było to „powinowactwo z wyboru”. To braterstwo zakreślało granice wspólnoty i obowiązki moralne wobec jej członków. Inne zasady postępowania obowiązywały wobec „braci”, a inne wobec „nie-braci”. Do tej idei w niektórych środowiskach dochodził też element religijny, tzn. obcy mógł zostać bratem poprzez wtajemniczenie. Stąd wywodzi się instytucja bractwa. A jak wyglądało to w drugiej kulturze: biblijnego Izraela? Objawienie starotestamentowe wyniosło ideę braterstwa na inny poziom. Dla Żydów bratem był ten, kto należał do Narodu Wybranego. Fundamentem tego braterstwa było przymierze zawarte z Bogiem Izraela. Wspólnota braterska była więc wspólnotą przymierza, wspólnotą wybrania. Dlatego zobowiązania etyczne Izraelitów wobec swoich rodaków różniły się od zobowiązań etycznych wobec pogan. Zarazem jednak w tradycji biblijnej Izraela istniało uniwersalne otwarcie wykraczające poza granice jednego ludu, które oparte było na wierze, że Bóg Izraela jest Bogiem całego świata. Ta sama tradycja odsyła nas do pojęcia ojcostwa. Dla Żydów Bóg jest ojcem w sposób szczególny – poprzez wybranie, którego dokonał. Dla innych jest natomiast ojcem na mocy aktu stworzenia. Zarówno dla jednych, jak i dla drugich fundamentem braterstwa pozostaje jednak ojcostwo. Jak możemy być braćmi, skoro nie mamy wspólnego ojca? Co się zmieniło w Nowym Testamencie? Jezus używał przecież pojęcia „brat” również w takim znaczeniu jak je rozumieli ówcześni Żydzi. To prawda, ale nie cała, ponieważ w Ewangeliach możemy znaleźć dwa różne ujęcia, w jakich pojawia się słowo „brat”. Z jednej strony Jezus używa tego słowa swych w mowach skierowanych do Żydów w takim znaczeniu, w którym jest ono dla nich zrozumiałe, np. w Kazaniu na Górze. Z drugiej jednak strony nazywa tak swoich uczniów, zastępując tym samym pokrewieństwo krwi pokrewieństwem ducha. Braćmi są więc członkowie wspólnoty chrześcijańskiej, których dotyczy np. „correctio fraterna”, czyli braterskie upomnienie – nie ma ono przecież sensu poza wspólnotą Kościoła. Z najpełniejszym wyrazem rozumienia przez Jezusa pojęcia braterstwa mamy do czynienia w scenie opisanej przez św. Marka: „Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: «Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie». Odpowiedział im: «Któż jest moją matką i [którzy] są braćmi?» I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką» (Mk 3, 31-35).” Zobaczmy, że zniesione zostaje tu braterstwo wynikające z pokrewieństwa krwi, a ustanowione braterstwo wynikające z pokrewieństwa ducha. Wypełnianie woli Ojca stanowi więc fundament najgłębszego pokrewieństwa z Jezusem oraz zasadę prawdziwego braterstwa. W tym samym świetle należy odczytać inny fragment z Ewangelii św. Marka, gdzie jest mowa o opuszczeniu braci według więzi ciała i stukrotnym pozyskaniu braci w wierze. Ideę braterstwa rozwija także w swych listach św. Paweł, który nadaje jej wymiar trynitarny, a więc odnosi ją nie tylko do Boga Ojca, lecz także do Ducha Świętego. Braterstwo jest więc pokrewieństwem duchowym (przez Ducha), które jednak bez Ojca nie ma sensu. A co z „braćmi najmniejszymi”, którzy pojawiają się w przypowieści Jezusa o Sądzie Ostatecznym? Mamy w niej wizję, w której ludzie nie będą sądzeni według swojej wiary, ale według swoich uczynków: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”… To fragment, który zasługuje na szczególne omówienie. Mamy w nim bowiem opis Sądu Ostatecznego nad „narodami”, po grecku: „ethne”. To odpowiednik hebrajskiego „goim”, oznaczającego gojów, czyli pogan. Tak więc owe narody („ethne”) to w ujęciu Nowego Testamentu poganie, narody pogańskie. To się pojawia także w innych księgach. Dzieje Apostolskie opisują napięcie pomiędzy członkami pierwszej gminy chrześcijańskiej a narodami („ethne”). Dla św. Pawła Apostoła przymiotnik „ethnikos” był tożsamy z przymiotnikiem „pogański”. We wspomnianej przypowieści mamy zatem opis Sądu Ostatecznego nad poganami, a więc nad osobami nie znającymi Boga Nowego Testamentu, czyli Jezusa Chrystusa. Będą oni sądzeni na podstawie swojego stosunku do „braci najmniejszych”. Kim są jednak owi „bracia najmniejsi”, po grecku: „elachistoi”? Otóż są nimi wyznawcy Chrystusa – ci, którzy pełnią Jego wolę. W tej mowie Jezus utożsamia ich wprost z samym sobą. Sąd nad poganami będzie się więc odbywał w pierwszej kolejności na podstawie ich stosunku wobec chrześcijan. Tak odczytywali ten fragment Ewangelii wielcy egzegeci, tacy jak Orygenes, św. Bazyli Wielki, św. Augustyn, św. Beda Czcigodny czy św. Tomasz z Akwinu. A jak wobec tego powinni postępować chrześcijanie wobec pogan, którzy – w tym ujęciu – nie są ich „braćmi”, ponieważ nie należą do Kościoła? Kim wobec tego są i jak ich traktować? Św. Paweł pisze, że każdy człowiek jest zaproszony do wspólnoty Kościoła, ale „bratem” jest tylko ten, kto na to zaproszenie w pełni odpowiada. Każdemu człowiekowi należy się „agape” (miłość), ale tylko bratu, czyli chrześcijaninowi należy się „filadelfia” (miłość braterska). To samo stanowisko reprezentuje św. Piotr, gdy pisze: „Wszystkich szanujcie, braci miłujcie, Boga się bójcie, czcijcie króla!” O różnicy, z jaką należy traktować z jednej strony chrześcijan, czyli braci, a z drugiej heretyków, pisze też św. Jan Ewangelista. Oto jego zalecenia, jak postępować wobec współwyznawców: Ty, umiłowany, postępujesz w duchu wiary, gdy pomagasz braciom, a zwłaszcza przybywającym skądinąd. Oni to świadczyli o twej miłości wobec Kościoła; dobrze uczynisz zaopatrując ich na drogę zgodnie z wolą Boga. Przecież wyruszyli w drogę dla imienia Jego, nie przyjmując niczego od pogan. Powinniśmy zatem gościć takich ludzi, aby wspólnie z nimi pracować dla prawdy (3 J 1, 5-8). Inaczej – według św. Jana – należy postępować wobec osób spoza wspólnoty Kościoła: Jeśli ktoś przychodzi do was i tej nauki nie przynosi, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie go, albowiem kto go pozdrawia, staje się współuczestnikiem jego złych czynów (2 J 10-11). W tym wypadku nie ma więc mowy o braterstwie. Chrześcijanin jest wezwany do tego, by miłować swoich nieprzyjaciół, nawet wybaczać swoim prześladowcom, ale nie może traktować wszystkich jak braci. Braterstwo jest zarezerwowane dla braci w Chrystusie. A kim jest wobec tego bliźni? Bliźni to człowiek, którego Bóg stawia na mojej drodze tu i teraz. Bliźni, czyli człowiek, który jest blisko mnie. Może on być moim bratem, czyli chrześcijaninem, ale może być też nie-bratem, czyli nie-chrześcijaninem. W obu przypadkach jestem tak samo zobowiązany przyjść mu z pomocą, okazywać miłość, a nawet wybaczać krzywdy. Bliźni to nie jest pojęcie abstrakcyjne. Łatwo jest mówić o swojej miłości do wszystkich ludzi, zwłaszcza tych w Afryce, których się na oczy nie widziało. Ale dopiero bliźni, którego Bóg stawia na naszej drodze, jest prawdziwym sprawdzianem chrześcijańskiej miłości. Wróćmy jednak do idei braterstwa. Jak wyglądała ona w pierwotnym Kościele? Dla Ojców Kościoła brat oznaczał po prostu chrześcijanina. Wraz z upływem wieków jednak pojęcie to zaczęło być ograniczane do życia zakonnego i braćmi nazywano już tylko mnichów. Był to rodzaj swoistego klerykalizmu, który zawęził rozumienie tego słowa, jednak jego teologiczne znaczenie jest znacznie szersze. A jak wygląda wobec tego braterstwo w ujęciu masońskim? W wolnomularstwie braterstwo dotyczy ludzi różnych religii, narodowości i poglądów, a jego urzeczywistnienie jest jednym z celów masonerii, która odwołuje się do słynnej dewizy z czasów rewolucji francuskiej: „Liberte, egalite, fraternite”. Jeden z XVIII-wiecznych iluminatów Adama Weishaupt pisał, że nauka Jezusa, jako nieodpowiednia dla naszych czasów, musi ustąpić przed nauką masońską, zaś Trójcę Świętą powinna zastąpić oświeceniowa triada: wolność, równość, braterstwo. To braterstwo nie ma jednak transcendentnego wymiaru, ponieważ pozbawione zostało wspólnego Bożego ojcostwa. Jak jednak możemy być braćmi, skoro nie mamy jednego ojca? No właśnie, jak? O ile braterstwo chrześcijańskie tworzone jest „od góry” przez Boga Ojca, o tyle braterstwo masońskie kreowane jest niejako „od dołu” i opiera się na wspólnocie pochodzenia oraz naturze wszystkich ludzi. Cel wolnomularzy, czyli urzeczywistnienie braterstwa wszystkich ludzi, jest jednak w praktyce nierealistyczny i utopijny. Braterstwo, które jednakowo dotyczy wszystkich, w rzeczywistości nie traktuje nikogo poważnie. Pokazała to rewolucja francuska, głosząca z jednej strony powszechne braterstwo wszystkich ludzi, a z drugiej posyłająca na śmierć tysiące niewinnych i bezbronnych ofiar. Jeżeli oderwiemy braterstwo od Bożego ojcostwa, to pozbawimy je prawdy absolutnej. Innymi słowy: to, co jest prawdą dla mnie, niekoniecznie musi być prawdą dla mojego brata. Na poziomie poznawczym prowadzi to do sceptycyzmu, na poziomie moralnym do relatywizmu, a na poziomie religijnym do synkretyzmu. Zacytujmy jednego ze współczesnych masonów francuskich, senatora Henriego Caillaveta, który powiedział: „Nie ma uniwersalnej moralności pochodzącej od Boga. Moralność jest nietrwała, rozwija się i nie jest transcendentna. To, co jest prawdziwe dzisiaj, jutro będzie fałszywe.” Jak wobec tego powinno się urzeczywistnić braterstwo według tej koncepcji? Braterstwo w ujęciu masońskim dąży do zniesienia wszelkich granic i różnic: religijnych, narodowych, społecznych itd. Powinno ono obejmować wszystkich ludzi, niezależnie od ich wiary czy przekonań. Nieważne, czy wierzysz w Chrystusa, Buddę, Allaha czy Wisznu – ważne, że jesteś bratem. Wobec tej nadrzędnej idei wszelkie różnice religijne nabierają drugorzędnego znaczenia. Chrześcijaństwo z kolei dąży do braterstwa wszystkich ludzi, ale w Jezusie Chrystusie, ponieważ Jego uznaje za Alfę i Omegę – od którego pochodzi nasze życie, i do którego ono zmierza. Jak mówi jeden ze współczesnych wolnomularzy hiszpańskich, wykładowca prawa dr Santiago José Castellá: „masońska idea uniwersalnego braterstwa prowadzi ku temu, iż ponad państwami oraz etnicznymi, kulturalnymi czy narodowymi różnicami istnieje wewnętrzna godność człowieka, która powinna otrzymać odpowiedź na wyzwania globalnej polityki, które różnią się w zależności od czasu”. Zauważmy, że jest to koncepcja bliska myśleniu wielu współczesnych globalistów. Oni również bardzo często opowiadają się za braterstwem, ale odciętym od transcendentnego źródła, czyli osobowego Boga. O tym podczas swej pielgrzymki do Polski w 1991 roku mówił Jan Paweł II: „w tak zwanych czasach nowożytnych, Chrystus jako sprawca ducha europejskiego (…) został wzięty w nawias i zaczęła się tworzyć inna mentalność europejska, mentalność, którą krótko można wyrazić w takim zdaniu: «Myślmy tak, żyjmy tak, jakby Bóg nie istniał«.” Jak zagubione dzieci bez ojca. Rozmawiał Grzegorz Górny Publikacja dostępna na stronie:
YvbkEO.
  • gsy2sui6dl.pages.dev/381
  • gsy2sui6dl.pages.dev/20
  • gsy2sui6dl.pages.dev/2
  • gsy2sui6dl.pages.dev/290
  • gsy2sui6dl.pages.dev/260
  • gsy2sui6dl.pages.dev/81
  • gsy2sui6dl.pages.dev/276
  • gsy2sui6dl.pages.dev/31
  • gsy2sui6dl.pages.dev/58
  • czym się różni katolik od chrześcijanina